22 luty, wtorek
„Drogi Pamiętniku…
To
już mnie wykańcza. Mam dość tego ciągłego udawania, ciągłego odgrywania ról. To
życie już nie należy do mnie. Jestem jedynie aktorem, który odgrywa powierzoną
mu rolę, ściśle trzymając się scenariusza. Jestem marionetką w ich rękach i nie
mam na to żadnego wpływu, a dzisiaj kolejny dzień zagrania swojej roli.
Świat
wydaje się pozbawiony koloru, gdy za każdym razem muszę zważać na słowa, na to
co robię, bo dobrze wiem, że na każdym kroku jestem kontrolowany.
Najgorsze
jednak jest to, że muszę udawać, iż kocham kogoś całkiem innego, chociaż moje
serce już dawno jest zajęte. Ale przecież nikt nie może się o tym dowiedzieć,
bo oczywiste jest, że miłość do zwykłej, niesławnej, niewinnej dziewczyny jest
zakazana. Przynajmniej w moim świecie, świecie, który bez niej jest niczym.”
Kończąc ostatnie zdanie, zamknąłem
zeszyt, który od jakiegoś czasu został moim powiernikiem. Odsunąłem się od
biurka, wzdychając i zamykając oczy, oparłem głowę o oparcie krzesła.
To wszystko naprawdę mnie
przerasta. Muszę udawać kogoś całkiem innego niż w rzeczywistości jestem, bo
kontrakt, który podpisałem nakazuje słuchać wszystkich zachcianek wytwórni, osób, które naprawdę są pozbawione
uczuć. Dlaczego pozbawione uczuć? Kto, choć trochę, liczący się z drugim
człowiekiem każe udawać związek pełny miłości i namiętności, osobie która już
dawno jest zakochana? Tak, jestem zakochany. Moje serce zdobyła śliczna
brunetka, o przenikliwych piwnych tęczówkach, okolonych gęstymi, czarnymi
rzęsami. [T.I] to ona rozumie mnie jak nikt inny, wspiera mnie nawet teraz, gdy
muszę udawać związek z Taylor, choć dobrze wiem, że to ona potrzebuje wsparcia
ode mnie. Nie okazuje tego, ale wiem, że ją to rani, nie mniej niż mnie, gdy
widzę w jej oczach ukryty smutek, który tak bardzo chce zatuszować uśmiechem
kwitnącym na jej ustach. Nadal jest przy mnie, znosząc to wszystko. Owszem nikt
wcześniej o nas nie wiedział, oprócz grona naszych przyjaciół, ale widać, że to
było jedynie błędem. Chciałem ją jedynie chronić, chronić przed paparazzi,
przed wszystkim, oczywiście zamiast pomóc wszystko spieprzyłem, bo teraz jest
jeszcze gorzej. Możemy się spotykać jedynie sporadycznie i oczywiście w
tajemnicy. Gdybyśmy tylko pojawili się razem na ulicy, paparazzi zaraz
wywnioskowaliby, że zdradzam Taylor, a wytwórnia, łagodnie mówiąc, byłaby nie
zadowolona. To jest tak cholernie niedorzeczne!
Z moich ust znów wydobyło się
kolejne głośne westchnięcie i w tym samym momencie, bez ostrzeżenia, otworzyły
się drzwi mojego pokoju. Serce od razu przyspieszyło swój rytm, a na usta
wstąpił szeroki uśmiech, gdy zobaczyłem, kto w nich stoi. [T.I]. To wystarczyło
by mój humor momentalnie się poprawił, troski wyleciały z głowy, skupiając się
tylko na dziewczynie, która obdarzała mnie teraz jednym ze swoich ze swoich
pięknych uśmiechów. Mówiąc, że zrobiła mi ogromną niespodziankę, byłoby
niedopowiedzeniem.
- Co tu
robisz? – zapytałem, przyglądając się jak moja prawdziwa dziewczyna zamyka za
sobą drzwi, po czym kieruję się w moim kierunku.
- A co nie
cieszysz się? – powiedziała złośliwie. Poklepałem zachęcająco swoje kolana,
gdzie od razu znalazła swoje miejsce.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo się cieszę. – mruknąłem do jej ucha, by po chwili złączyć
nasze usta w zachłannym i tak bardzo wyczekiwanym pocałunku. Jej ręka od razu
powędrowała do moich loków, gdzie „zatopiła” swoje smukłe palce. To wszystko
stawało się moim uzależnieniem. Nie widziałem jej dwa dni, a moje ciało już
jest spragnione jakiegokolwiek dotyku z jej strony.
Niechętnie oderwałem się od jej
miękkich ust. Skradłem jeszcze jednego szybkiego całusa, co spotkało się z jej cichym
chichotem, po czym [T.I] wtuliła się we mnie, kładąc głowę na moim ramieniu.
Jedna moja dłoń, odszukała jej, by spleść nasze palce razem, a druga miarowo
bawiła się jej długimi, ciemnymi włosami.
Z dnia na dzień miałem wrażenie,
że ta miłość staje się coraz silniejsza i jedyne czego chciałem to pokazać
światu, kto zawładnął moim sercem, pokazać, że ta cudowna dziewczyna należy do
mnie.
- Skarbie, a
tak naprawdę to co tutaj robisz? Z tego co pamiętam mieliśmy się spotkać
dopiero w piątek. – zapytałem, bo mimo wszystko ciekawość nie chciała mnie
opuścić. [T.I] podniosła głowę, po czym spojrzała na mnie, a ja „utonąłem” w
jej tęczówkach.
- Wiem, że
mieliśmy się spotkać dopiero w piątek, ale strasznie się za Tobą stęskniłam. Z
małą pomocą Louisa udało mi się tutaj znaleźć, wytwórnia nawet nie ma o tym
pojęcia. A po za tym… - przeniosła swój wzrok na nasze splecione dłonie, a jej
policzki ozdobił rumieniec.
- Po za tym
co? – zachęciłem ją łagodnie, gładząc przy okazji jej ciepły policzek.
- Spotykasz
się dzisiaj z Taylor no i po prostu… - po raz kolejny nie dokończyła. Uniosłem
jej podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Co cię
martwi?
- Harry, ja
po prostu się obawiam, że pewnego dnia to w niej się zakochasz, że to ona
będzie dla Ciebie odpowiednia, że ja już ci się po prostu znudzę lub nie
wystarczę. – w jej oczach zagnieździły się łzy. Nienawidziłem kiedy płakała, a
teraz ja się do tego przyczyniam.
- Nie wiesz
jak bardzo wyjątkowa jesteś. – odgarnąłem jej zbłąkany kosmyk włosów za ucho. –
Nie wiesz, ile znaczysz dla mojego serca. Czekałem na Ciebie całe moje
dotychczasowe życie, tylko po to by jeden twój dotyk sprawił, że jestem wierny
tylko Tobie. Bez względu na wszystko co mówią inni, kocham tylko Ciebie, a
gdyby się o tym dowiedzieli byliby po prostu zazdrośni. Nie mam zamiaru cię
zostawić. Teraz to rozumiesz? – moim potwierdzeniem było kiwnięcie głową z jej
strony, a chwilę później [T.I] założyła swoje ręce na moją szyję wtulając się w
moje ramiona.
- Tak bardzo
cię kocham. – usłyszałem cichy szept dziewczyny tuż przy moim uchu, na co na
twarzy wykwitł mi szeroki uśmiech. Ucałowałem jej odkrytą szyję, a moje ramiona
szczelniej opatuliły drobne ciało dziewczyny.
Nie wiem ile siedzieliśmy w
takiej pozycji, ale gdy odruchowo spojrzałem na zegarek, pokazywał on już 13,
co równało się z tym, że niedługo pojawi się tu Taylor.
- Kochanie,
muszę się już zbierać. – powiedziałem cicho, nie chcąc psuć chwili, co jednak
było nieuniknione.
- Ale mogę
tu jeszcze z Tobą zostać? – zapytała niepewnie.
-
Oczywiście. –rzekłem z jednym z jej ulubionym uśmiechów, po czym znów
przyciągnąłem ją do pocałunku.
Po chwili [T.I] wstała z moich
kolan i zajęła miejsce na łóżku, a ja w tym czasie się przebrałem i wykonując
podstawowe czynności toalecie. Cały czas czułem na sobie wzrok mojej
dziewczyny, co powodowało delikatne dreszcze na moich ciele.
W domu rozległ się dźwięk
dzwonka do drzwi i już wiedziałem kto za nimi stoi. Taylor Spojrzałem na [T.I],
która wciąż mi się przyglądała. Podszedłem do nie i chwyciłem jej dłonie, by
wstała.
- Zjedziesz
ze mną? – zapytałem, kładąc dłonie na jej talii.
- Nie.
Zostanę tutaj, a potem się stąd ulotnie.
- Więc,
zobaczymy się dopiero w piątek. – stwierdziłem smutno, na co pokiwała głową. Po
raz ostatni tego dnia złączyłem nasze usta w pocałunku, który zaparł nam dech w
piersiach. Ciężko oddychając, przytuliłem ją do siebie.
- Kocham
cię. – szepnąłem.
- Ja Ciebie
też.
Powoli i niechętnie się
odsunąłem, po czym posyłając jej ostatni pokrzepiający uśmiech, wyszedłem z
pokoju.
Na dole, w korytarzu, czekała
już na mnie Taylor, w swoim zielonym płaszczu.
- Gotowy? –
spytała. „Jakby można myć na to gotowym” pomyślałem. Ściągnąłem swoją kurtkę z
wieszaka, po czym ją na siebie zarzuciłem.
- Tak. –
słowo wypłynęło z moich ust, po czym bez ostrzeżenia Taylor splotła nasze
dłonie razem. Jej dłoń nie pasowała do mojej, czułem to. Jedyna pasująca
należała do dziewczyny, która została właśnie w moim pokoju. Spojrzałem na
blondynkę, stojącą mojego boku. Uśmiechnęła się do mnie, ale to nie jej uśmiech
wielbiłem.
Z westchnięciem podszedłem do
drzwi, by wyjść i móc razem z Taylor udawać szczęśliwą parę.
- Mógłbyś
się chociaż uśmiechnąć. – usłyszałem jej głos, gdy otoczyli nas paparazzi.
Wymusiłem uśmiech. Naprawdę nikt nie widzi, jak bardzo jest on fałszywy?
Gdy tylko przekroczyliśmy bramę,
spojrzałem w okno mojego pokoju. Nie myliłem się. To tam stała dziewczyna,
którą kocham – [T.I] Skrzyżowane ręce na piersi i smutny wyraz twarzy – cierpi.
Przeniosłem swój wzrok na wciąż
idących za nami paparazzi. „ Oni nie wiedzą o tych wszystkich „kocham cię” w
twoją stronę, nie wiedzą co tak naprawdę robimy, nie wiedzą o czuwaniu całymi
nocami, nie wiedzą o nas” – pomyślałem.
6 :)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie 6 ! ♥ wszystko pięknie ujęte <3
OdpowiedzUsuńJEZUS MARIA, FEJRIT!
OdpowiedzUsuń6, 6, 6! A nawet i milion.
6!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie 6! <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie 6!
OdpowiedzUsuń